To był cud.
-Justin, kiedy mi ją oddadzą??-spytałam, kiedy mój ukochany wszedł do sali, w której leżałam razem z dwiema kobietami, które miały przy sobie swoje dzieci.
Jedna z nich-Dorota- była tu już od dwóch dni, a druga- Weronika, urodziła dziś w nocy.
-Na razie ją badają, uspokój się skarbie, wszystko bd ok.-powiedział.
Usiadł na moim łóżku, i pocałował mnie w usta.
-Ile to ma jeszcze trwać??!!-byłam bliska płaczu.
Dorota przytuliła swojego synka do piersi, gdy ten zaczął pojękiwać, jakby zbierało mu się na płacz.
Znowu zebrało mi się na płacz.
Chciałam mieć już swoją córeczkę przy sobie, widziałam ją tylko raz, dzisiaj, zaraz po porodzie.
*****OCZAMI JUSTINA*****
Musiałem ją zobaczyć.
To moja córka.
Postanowiłem iść i przycisnąć trochę pielęgniarki.
Dałem mojej dziewczynie, jeśli mogę ją tak nazwać, całusa, i wyszedłem z sali.
Byłem na siebie wściekły, że nie było mnie przy niej tyle czasu, powinienem był coś wyczuć... Nie wiem, ale taka intuicja chyba jednak istnieje, nie?
Gdy spytałem jakiegoś lekarza o swoje dziecko, na początku chyba zastanawiał się czy mi cokolwiek powiedzieć, .
-Nie powinieneś jej teraz widzieć-odpowiedział w końcu-przy porodzie wystąpiła niewspółmierność barkowa, mała ma nadpęknięte prawe ramię, matka przy znieczuleniu nie czuje że dziecko zahacza o jej miednicę, ale dla maluszka, to prawdziwa katorga.
-I tylko tyle?? Mogę ją teraz zobaczyć?
-Przy badaniach pojawiła się również niewydolność oddechowa-kontynuował-dziecko jest teraz podłączone do wielu aparatur, pozwolimy wam do niej dojść dopiero, gdy zakończą się...
-Ja chcę ją zobaczyć!!! TERAZ!!! Koleś, czy ty wiesz KIM ja jestem??!!-wrzasnąłem mu prosto w twarz.
-Dobra młody, ale się nie wystrasz, dziecko było bez opieki prenatalnej przez całą ciążę.
Nie wiedziałem czego mam się spodziewać.
Czy mała była jakaś pokiereszowana?
Gdy widziałem ją zaraz po porodzie wyglądała całkiem normalnie...
No, może była o wiele mniejsza niż powinna.
Ale gdy wszedłem do sali, zobaczyłem inkubator, w którym leżała ta sama osóbka, którą widziałem rano.
Była strasznie malutka.
Podłączyli ją do mnóstwa kabli, a w jej maleńkim nosku tkwiła rurka.
To wyglądało naprawdę strasznie.
Oczy miała zaklejone dwoma plastrami i owinięte czymś w rodzaju bandaża.
Włożyłem rękę przez szparę w inkubatorze, i pogłaskałem jej małą dłoń.
Po policzku pociekła mi pojedyncza, niechciana łza a malutka piąstka, zacisnęła się na moim palcu, jakby moja córeczka chciała dodać mi otuchy.
-Będzie dobrze skarbie...-szepnąłem-musi być...
*******************************************************************
środa, 17 października 2012
wtorek, 16 października 2012
rozdział 12 "poród"
-Gdzie jesteś??-spytałam
-W szpitalu, a gdzie mogę być!!?-wykrzyczała roztrzęsionym głosem.
-Dobra, już do CB jedziemy-powiedziałam i w tym samym czasie poczułam skurcz.
Zdążyłam się rozłączyć, i klęknęłam, a ból jak przyszedł tak odszedł.
-Co Ci?-spytał Justin- Laura, co Ci się stało??
-Nic... już nic, ale musimy jechać do szpitala.
-No... ale po co, jeśli nic ci nie jest?
-Bo Celiny rodzice nie żyją! została jej tylko Nicole, rozumiesz??!!
Chłopaka zatkało, a ja znowu dostałam skurczu.
Tym razem byłam na to przygotowana, więc tylko syknęłam.
-Coś Ci jest.-to nie było pytanie; to było stwierdzenie.
Nie miałam siły zaprzeczyć.
Po moim udzie pociekła cienka stróżka krwi.
dobiegłam <z ledwością> do łazienki, i zdążyłam usiąść na muszli, gdy odeszły mi wody.
-Justin!!!- krzyknęłam ze łzami w oczach - Justin! dzwoń po karetkę!!
chłopak wszedł do pomieszczenia z telefonem przy uchu.
-powiedz że wody mi odeszły-powiedziałam roztrzęsiona
chłopak tylko kiwnął głową i wyszedł.
Nie wiem skąd u niego taki spokój.
Po 10 minutach przyjechała karetka, a gdy dotarłam na porodówkę, położna ogłosiła że mam już pełne rozwarcie, co jest podobno rzadko spotykane u dziewczyn w moim wieku.
przynajmniej dowiedziałam się że nie jestem sama.
Justin dopiero teraz zaczął się denerwować.
-chcesz znieczulenie?-spytała mnie jedna z pielęgniarek.
-Nie, wiesz??! Chcę umrzeć z bólu!!-krzyknęłam z sarkazmem.
Kobieta kazała mi usiąść, i wstrzyknęła mi coś w plecy.
Po 10 minutach, zewnątrz oponowe < jakby ktoś nie wiedział, tak się nazywa to znieczulenie> zaczęło dawać o sobie znak, i nie czułam już nic, od pasa w dół.
Tylko co jakiś czas, czułam miarowe skurcze, i w tym samym czasie położna kazała mi przeć.
Robiłam co mi kazała, a z każdym parciem Justin ściskał mi rękę tak, że i jej prawie nie czułam.
Nie wiem ile czasu to trwało.
Nagle Justin odwrócił wzrok od mojej twarzy, a burza w moim ciele ustała, i usłyszałam płacz.
-dziewczynka-powiedziała kobieta- przetniesz pępowinę?-zwróciła się do Justina.
Chłopak był tak roztrzęsiony, że ledwo co wziął do ręki nożyce, i przeciął wężyk, którym mała była ze mną połączona.
Położna położyła dziecko na mój brzuch, i je wytarła.
Wreszcie mogłam dotknąć gołą ręką moje maleństwo, które przez 6 miesięcy nosiłam w sobie.
Nie zdążyłam się dobrze nacieszyć, gdy pielęgniarka zabrała ją, otuloną w kocyk.
Justin mnie przytulił.
Czułam, że jemu, tak jak mi, z oczu kapią łzy.
Nic nie powiedziałam.
W sumie... Nie wiedziałam co mam powiedzieć...
************************************************************
sorry, że tak długo nie dodawałam, i ze taki krótki rozdział, ale...
Mój ojczym schował gdzieś Bluetooth od laptopa, i muszę przepisywać ręcznie, a tak tylko przesyłałam notatki z telefony;((
i widzicie, jaki on nienormalny, przynajmniej, dzięki temu blogowi mam się komu wyżalić;*
dziękuje wam, że czytacie, ale przydało by mi się więcej wsparcia.
Proszę, polecajcie mojego bloga na swoich... albo gdzie się da.
jeśli chcecie, abym poleciła waszego, to piszcie w komentarzach, mam niezłe zasoby miejsc żeby je tam wypisywać.
Z góry dzięki, kocham was bąbelki;*
kicia;**
-W szpitalu, a gdzie mogę być!!?-wykrzyczała roztrzęsionym głosem.
-Dobra, już do CB jedziemy-powiedziałam i w tym samym czasie poczułam skurcz.
Zdążyłam się rozłączyć, i klęknęłam, a ból jak przyszedł tak odszedł.
-Co Ci?-spytał Justin- Laura, co Ci się stało??
-Nic... już nic, ale musimy jechać do szpitala.
-No... ale po co, jeśli nic ci nie jest?
-Bo Celiny rodzice nie żyją! została jej tylko Nicole, rozumiesz??!!
Chłopaka zatkało, a ja znowu dostałam skurczu.
Tym razem byłam na to przygotowana, więc tylko syknęłam.
-Coś Ci jest.-to nie było pytanie; to było stwierdzenie.
Nie miałam siły zaprzeczyć.
Po moim udzie pociekła cienka stróżka krwi.
dobiegłam <z ledwością> do łazienki, i zdążyłam usiąść na muszli, gdy odeszły mi wody.
-Justin!!!- krzyknęłam ze łzami w oczach - Justin! dzwoń po karetkę!!
chłopak wszedł do pomieszczenia z telefonem przy uchu.
-powiedz że wody mi odeszły-powiedziałam roztrzęsiona
chłopak tylko kiwnął głową i wyszedł.
Nie wiem skąd u niego taki spokój.
Po 10 minutach przyjechała karetka, a gdy dotarłam na porodówkę, położna ogłosiła że mam już pełne rozwarcie, co jest podobno rzadko spotykane u dziewczyn w moim wieku.
przynajmniej dowiedziałam się że nie jestem sama.
Justin dopiero teraz zaczął się denerwować.
-chcesz znieczulenie?-spytała mnie jedna z pielęgniarek.
-Nie, wiesz??! Chcę umrzeć z bólu!!-krzyknęłam z sarkazmem.
Kobieta kazała mi usiąść, i wstrzyknęła mi coś w plecy.
Po 10 minutach, zewnątrz oponowe < jakby ktoś nie wiedział, tak się nazywa to znieczulenie> zaczęło dawać o sobie znak, i nie czułam już nic, od pasa w dół.
Tylko co jakiś czas, czułam miarowe skurcze, i w tym samym czasie położna kazała mi przeć.
Robiłam co mi kazała, a z każdym parciem Justin ściskał mi rękę tak, że i jej prawie nie czułam.
Nie wiem ile czasu to trwało.
Nagle Justin odwrócił wzrok od mojej twarzy, a burza w moim ciele ustała, i usłyszałam płacz.
-dziewczynka-powiedziała kobieta- przetniesz pępowinę?-zwróciła się do Justina.
Chłopak był tak roztrzęsiony, że ledwo co wziął do ręki nożyce, i przeciął wężyk, którym mała była ze mną połączona.
Położna położyła dziecko na mój brzuch, i je wytarła.
Wreszcie mogłam dotknąć gołą ręką moje maleństwo, które przez 6 miesięcy nosiłam w sobie.
Nie zdążyłam się dobrze nacieszyć, gdy pielęgniarka zabrała ją, otuloną w kocyk.
Justin mnie przytulił.
Czułam, że jemu, tak jak mi, z oczu kapią łzy.
Nic nie powiedziałam.
W sumie... Nie wiedziałam co mam powiedzieć...
************************************************************
sorry, że tak długo nie dodawałam, i ze taki krótki rozdział, ale...
Mój ojczym schował gdzieś Bluetooth od laptopa, i muszę przepisywać ręcznie, a tak tylko przesyłałam notatki z telefony;((
i widzicie, jaki on nienormalny, przynajmniej, dzięki temu blogowi mam się komu wyżalić;*
dziękuje wam, że czytacie, ale przydało by mi się więcej wsparcia.
Proszę, polecajcie mojego bloga na swoich... albo gdzie się da.
jeśli chcecie, abym poleciła waszego, to piszcie w komentarzach, mam niezłe zasoby miejsc żeby je tam wypisywać.
Z góry dzięki, kocham was bąbelki;*
kicia;**
piątek, 5 października 2012
Rozdział 11 "wypadek"
Następnego dnia, obudził mnie telefon.
Gdy sięgnęłam po niego, okazało się, że to nie od niego dobiega dźwięk.
Spojrzałam na Justina.
Tak słodko wyglądał jak spał.
Dzwonek telefonu ucichł, ale po chwili znowu zaczął dzwonić.
Okazało się że to komórka Justina.
Dzwoniła Selena.
Odebrałam.
-Justin, gdzie jesteś, czemu nie wróciłeś na noc?-krzyknęła, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
-Selena, uspokój się, ja...
-ty SUKO! On jest z tobą?-przerwała mi.
-Se...
-mogłam się po tym SKURWYSYNU spodziewać! Powiedz mu że z nami koniec!
Rozłączyła się.
Nie miałam nawet okazji jej tego wyjaśnić.
Kocham Justina.
Będziemy mieli dziecko.
Nie mogłam do siebie tego przyjąć.
Dziecko.
A na dodatek będzie miało geny i moje i Justina.
Powinnam się tylko modlić, aby jego, dominowały moje;*
Położyłam się spowrotem obok Just'a, i zaczęłam się mu dokładnie przyglądać.
Nigdy nie miałam okazji by tak mu się przyjrzeć.
Widziałam wszystkie jego rysy.
Miał <w przeciwieństwie do mnie> nieskazitelną cerę.
Nie było u niego żadnego punktu zaczepienia.
Po prostu... Nie mogłam uwierzyć że istnieje idealny człowiek, puki pewnego razu, nie poszłam do mojej koleżanki.
Powiedziałam mamie, że będziemy robić jakiś plakat... Jak dobrze pamiętam, ale tak naprawdę, miałyśmy iść na miasto.
Natalie, jest prawdziwą fanką Justina.
Wyciągnęła wtedy z plecaka... Chyba z plecaka, bo tak na prawdę już nie pamiętam, gazetę, w której był plakat... Albo zdjęcie Justina.
Przyjrzałam mu się wtedy, a serce we mnie zabiło mocniej.
Nie okazywałam tego wtedy, ale...
Nie zauważyłam nawet kiedy mój ukochany otworzył oczy.
-jak się czujesz skarbie?-spytał
-nie najlepiej. Selena do cb dzwoniła.
-odebrałaś?
-nazwała mnie suką, cb skurwysynem, powiedziała że z wami koniec, i się rozłączyła.
-i dobrze.
-co "i dobrze"?
-i dobrze. Sam miałem z nią zerwać, a tak tylko ułatwiła mi sprawę.
Znów zadzwonił telefon.
Tym razem mój.
-Selena?-spytał Just.
-nie, Celina-odebrałam.
-Laura! Moja mama... I Krystian... Z amelią... Tata... Oni... A ja z Nicole...-mówiła, przerywając tylko na serię płaczu.
-dobra, uspokój się, i wyjaśnij mi o co cho.
-moi rodzice... I Krystian i Amela... Oni... Nie żyją...
################
wiecie co??? Nie wiedziałam że to tak dobrze mi wyjdzie.
Ten rozdział jest zadedykowany dwóm osobom, czyli Magdzie i Natalii z mojej byłej klasy;**
Dzięki wam, obaczyłam, że idealny człowiek istnieje...
PS. zaraz next;)))
poniedziałek, 1 października 2012
Rozdział 10 "Nicole"
Strasznie się wystraszyłam, gdy usłyszałam swój telefon.
Dopiero po chwili odebrałam.
-dobra, jestem pod blokiem-gdy usłyszałam ten głos, do oczu naciekły mi łzy.
-co chciał?-spytała Celina.
-schodzimy-odpowiedziałam, i ubrałam sweter.
Wbiegłam szybciej niż Cell.(Krystian-jej brat-został z dzieciakami)
od razu rzuciłam się na szyję Justinowi, który stał oparty o samochód.
-co ty...-nie zdążył dokończyć, gdy odruchowo go pocałowałam.
Nie odepchnął mnie, wręcz przeciwnie.
Przyciągnął mnie do siebie bardziej, i wpił w moje wargi jak narkoman.
-yhm, yhm...-usłyszałam głośne chrząknięcie.
Teraz dopiero przypomniałam sobie, że jest tu moja przyjaciółka.
-Sorry, rozproszyłaś mnie teraz... Co chciałaś?-Justin powiedział to stanowczo, ale wciąż nie mógł pozbyć się z twarzy uśmiechu.
-Justin... Ja...-znowu się zawahałam.
-ona jest w ciąży!-wtrąciła Cell.
-co? Jak... Z kim...?-chłopak był zdezorientowany.
-z tobą debilu!-wykrzyknęłam mu prosto w twarz.
Przez chwilę stał tak, zastanawiając się zapewne, czy mi uwierzyć, ale po chwili na jego twarzy znów zagościł uśmiech.
Objął mnie w pasie i zatoczył ze ona trzy obroty.
-ale... Który to...?
-szósty-odpowiedziałam, zanim zdążył zapytać.
-Jezu... Ale ty... No i te wiesz... I dopiero teraz...-nie mógł pozbierać wypowiedzi w jedno mądre zdanie.
-tak...-nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-a twoi rodzice...
-nic jeszcze nie wiedzą. Gdyby mój ojczym... Gdyby się dowiedział...
-no co?
-z domu by mnie wywalił, ot-co.
-mądre. Też bym tak zrobił z piętnasto-letnią ciężarną córką... No przecież żartuje-dodał, gdy zobaczył moja wściekłą minę.
-ale skoro to już 6msc. To niedługo zaczną coś podejrzewać...
-spoko. Nie musisz się martwić. Teraz już na serio zerwę z Sell, i będziemy razem... Jeśli... Mi wybaczysz...
-a jak myślisz...?
-Laura, nie wybaczaj mu, to drań!-usłyszałam Krystiana, który wyszedł z budynku, z dziewczynkami.
Nicole odrazu rzuciła mi się w ramiona.
Podniosłam ją, a 3-latka wtuliła się we mnie.
-kto to?-spytał Justin, patrząc na dziewczynkę, która teraz bawiła się koralikami od gumki, którą miałam przewiązanego warkocza.
-to jest Nicole, Justin-powiedziałam-Nicki, przywitaj się ładnie.
Dziewczynka odwróciła się, i wyciągnęła ręce do Justina.
Just wziął ją ode mnie, i spojrzał jej w oczy.
Ona natomiast zaśmiała się, i dotknęła Justinowego nosa, z głośnym "PIP".
Wszyscy zaczęli się śmiać, oprócz 2-letniej Amelii, która założyła ręce na piersi, i odwróciła się do wszystkich tyłem.
-a ta druga?-Just wskazał na małą blondyneczkę, której już zbierało się na płacz.
Justin postawił Nicole, i podszedł do Amelki.
-będziesz płakać?-spytał, a z ust dziewczynki wydobył się cichy jęk, który oznaczał, że nie chce, aby ją dotykano.
-ona... Chyba nie chce ze mną rozmawiać...-Justin, posiadający dobrą rękę do dzieci, nie wiedział co zrobił nie tak.
-ale ja chcę!-krzyknęła Nicole.
-A tą małą to ja lubię-odpowiedział Justin, znów biorąc ją na ręce.
ale to juz dzisiaj trzeci więc... nie bd się rozpisywać.
Kocham wass, lovciam was koziołki;**
''KIEDY PŁACZESZ Z NIEBA PADA DESZCZ ''
szukajcie na facebooku i klikajcie ''lubię to'' plisss
Dopiero po chwili odebrałam.
-dobra, jestem pod blokiem-gdy usłyszałam ten głos, do oczu naciekły mi łzy.
-co chciał?-spytała Celina.
-schodzimy-odpowiedziałam, i ubrałam sweter.
Wbiegłam szybciej niż Cell.(Krystian-jej brat-został z dzieciakami)
od razu rzuciłam się na szyję Justinowi, który stał oparty o samochód.
-co ty...-nie zdążył dokończyć, gdy odruchowo go pocałowałam.
Nie odepchnął mnie, wręcz przeciwnie.
Przyciągnął mnie do siebie bardziej, i wpił w moje wargi jak narkoman.
-yhm, yhm...-usłyszałam głośne chrząknięcie.
Teraz dopiero przypomniałam sobie, że jest tu moja przyjaciółka.
-Sorry, rozproszyłaś mnie teraz... Co chciałaś?-Justin powiedział to stanowczo, ale wciąż nie mógł pozbyć się z twarzy uśmiechu.
-Justin... Ja...-znowu się zawahałam.
-ona jest w ciąży!-wtrąciła Cell.
-co? Jak... Z kim...?-chłopak był zdezorientowany.
-z tobą debilu!-wykrzyknęłam mu prosto w twarz.
Przez chwilę stał tak, zastanawiając się zapewne, czy mi uwierzyć, ale po chwili na jego twarzy znów zagościł uśmiech.
Objął mnie w pasie i zatoczył ze ona trzy obroty.
-ale... Który to...?
-szósty-odpowiedziałam, zanim zdążył zapytać.
-Jezu... Ale ty... No i te wiesz... I dopiero teraz...-nie mógł pozbierać wypowiedzi w jedno mądre zdanie.
-tak...-nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-a twoi rodzice...
-nic jeszcze nie wiedzą. Gdyby mój ojczym... Gdyby się dowiedział...
-no co?
-z domu by mnie wywalił, ot-co.
-mądre. Też bym tak zrobił z piętnasto-letnią ciężarną córką... No przecież żartuje-dodał, gdy zobaczył moja wściekłą minę.
-ale skoro to już 6msc. To niedługo zaczną coś podejrzewać...
-spoko. Nie musisz się martwić. Teraz już na serio zerwę z Sell, i będziemy razem... Jeśli... Mi wybaczysz...
-a jak myślisz...?
-Laura, nie wybaczaj mu, to drań!-usłyszałam Krystiana, który wyszedł z budynku, z dziewczynkami.
Nicole odrazu rzuciła mi się w ramiona.
Podniosłam ją, a 3-latka wtuliła się we mnie.
-kto to?-spytał Justin, patrząc na dziewczynkę, która teraz bawiła się koralikami od gumki, którą miałam przewiązanego warkocza.
-to jest Nicole, Justin-powiedziałam-Nicki, przywitaj się ładnie.
Dziewczynka odwróciła się, i wyciągnęła ręce do Justina.
Just wziął ją ode mnie, i spojrzał jej w oczy.
Ona natomiast zaśmiała się, i dotknęła Justinowego nosa, z głośnym "PIP".
Wszyscy zaczęli się śmiać, oprócz 2-letniej Amelii, która założyła ręce na piersi, i odwróciła się do wszystkich tyłem.
-a ta druga?-Just wskazał na małą blondyneczkę, której już zbierało się na płacz.
Justin postawił Nicole, i podszedł do Amelki.
-będziesz płakać?-spytał, a z ust dziewczynki wydobył się cichy jęk, który oznaczał, że nie chce, aby ją dotykano.
-ona... Chyba nie chce ze mną rozmawiać...-Justin, posiadający dobrą rękę do dzieci, nie wiedział co zrobił nie tak.
-ale ja chcę!-krzyknęła Nicole.
-A tą małą to ja lubię-odpowiedział Justin, znów biorąc ją na ręce.
################
Wieemmm. Krótki znowu.ale to juz dzisiaj trzeci więc... nie bd się rozpisywać.
Kocham wass, lovciam was koziołki;**
''KIEDY PŁACZESZ Z NIEBA PADA DESZCZ ''
szukajcie na facebooku i klikajcie ''lubię to'' plisss
Rozdział 9 "6. Miesięcy później"
Wszystko się zawaliło.
Nie mam kontaktu z tatą już od ponad pół roku, a tym bardziej z Justinem, czy choćby Seleną.
W mediach aż huczy o ich tzw. "gorącym związku", ale ani wzmianki o tym co się stało w wakacje.
Wiedziałam że tak będzie, ale czy to musi aż tak boleć?
Justin jest gwiazdą pop, Sell świetną aktorką, i wokalistką, a ja?
Ja potrafię tylko ślicznie wyglądać, i szczerzyć się nieszczerze do każdego, kto mnie pozdrowi na ulicy, a dużo tego, odkąd wszyscy wiedzą że jestem siostrą Seleny.
-Laura, obierz ziemniaki!-usłyszałam głos mojej mamy dochodzący z kuchni.
Przełożyłam kilka brązowych bulw do miski, i zaczęłam je obierać, zastanawiając się, czy Justin o mnie pamięta.
Gdy obrałam ziemniaki, zawołałam mamę.
Gdy przyszła, rozmawiała przez telefon.
Machnęła na mnie, abym je wstawiła.
Zrobiłam to, o co mnie prosiła, po czym zabrałam się za robienie sobie kanapek, ostatnio jem 2 razy więcej;*
a przytyłam aż 10 kilo, co jest nie do pomyślenia.
*****************
mama dokończyła za mnie robić obiad.
Zrobiła bardzo krwiste steki, jakie lubi mój ojczym.
Ja, zresztą też, ale jakoś mi teraz nie smakowały.
Przeciwnie.
Zrobiło mi się nie dobrze, i pobiegłam do toalety, aby zwrócić całą zawartość swojego żołądka, czyli w sumie z dziesięć ogórków korniszonych, i dwie kromki chleba, plus do tego z pięć litrów wody.
Do łazienki weszła mama.
Wiedziałam co się ze mną dzieje, ale nie chciałam dopuścić tej myśli do siebie.
Bałam się tego już od paru miesięcy, kiedy przestałam miesiączkować.
-mamo... Wody...-wykrztusiłam.
Moja rodzicielka przyniosła mi szklankę, a ja chyłkiem wypiłam jej zawartość.
-co z tobą Laura? Ostatnio naprawdę z tobą źle...
Nie opowiedziałam jej, tylko przytuliłam ją, i zaczęłam wylewać łzy w jej koszulkę.
-wiesz co?-zaczęłam, gdy seria płaczu się skończyła-już mi lepiej.
Odsunęłam się od niej, i umyłam zęby.
Moja mama była w szoku.
Ale szybko otrzeźwiała, bo już szykowałam się do wyjścia.
Pobiegłam 2 przecznice dalej, do mojej najlepszej przyjaciółki, którą poznałam w szkole, zaraz po powrocie od taty. (bo zmieniłam szkołę;*)
wbiegłam na samą górę, i zaczęłam walić w drzwi.
Wiedziałam, że nie na się co obawiać konsekwencji, bo jej rodziców nigdy nie ma w domu o tej porze.
-Celina... Ja jestem... Jestem...
-Laura, jesus <czytaj- dżizus> , uspokój się... Chodź...-dziewczyna wzięła mnie za rękę, i zaprowadziła do salonu, gdzie posadziła na wersalce.
Na podłodze bawiły się jej młodsze siostry: Nicole, i Amelia.
Nicole, traktowałam jak własną córkę.
Potrafiłam tu siedzieć całymi dniami, bawiąc się że ona jest moja, a jej ojcem jest Justin...
-ok, gadaj co się dzieje-Cell wyrwała mnie z zamyślenia, siadając obok mnie.
-gdzie Krystian? On też ma wiedzieć...
-poszedł do marketu po zakupy... Zaraz wróci, ale gadaj!
Wzięłam głęboki oddech.
-Jestem w ciąży. Chyba. Jak się nie mylę, to owszem.
-jejciu...-miała zacisza-pewnie się cieszysz, nie?
Spojrzałam na nią, i uśmiechnęłam przez łzy.
-wiesz dobrze że się cieszę, więc po co się pytasz-odpowiedziałam, ale po chwili mój uśmiech zszedł z twarzy-ale nie wiem co dalej...
-najpierw pomyśl kto jest ojcem, i który to miesiąc, bo inaczej stoisz w miejscu.
-to możesz odetchnąć, bo na ojca jest tylko jedna możliwość... I data też jest tylko jedna-wypaliłam.
-dobra, to mów, bo jestem ciekawa.
-nie mogę Ci powiedzieć.
-jesus! Jestem twoją przyjaciółką!
-nie uwierzysz
-uwierzę
-albo będziesz się śmiać
-nie będę...
-ok
-mów
-JUSTIN BIEBER;*
gdy to powiedziałam, zrobiło mi się lżej na sercu.
Cell, najpierw przez chwilę patrzyła na mnie jak na idiotkę, a po chwili wybuchła nie opanowanym śmiechem.
-powiedziałaś, że nie będziesz się śmiać!
-ale to nie możliwe kotek, wróć na ziemię, i powiedz mi kto?
Ale ja, zamiast cokolwiek powiedzieć, wyciągnęłam z kieszeni telefon, i wybrałam numer Justina.
Odebrał po trzecim sygnale.
-po co dzwonisz, nie dość już nasz kłopotów?!-odezwał się.
-Justin, musisz przyjechać.
-co? Po co?
-to nie jest rozmowa na telefon, przyjedź, dwie przecznice dalej, niż mój dom, klatka 20C.
-dobra, Jezu, tylko nie rycz...-i się rozłączył.
Pewnie nawet nie chciał przyjeżdżać...
################
no, i jest! hahaha
rozdział, zadedykowany Kiiwii
za to, że dała mi wenę, i dzięki niej przypomniałam sobie swoje początki, kiedy uczyłam się pisać.
Pewnie mi nie uwierzycie, ale zaczęłam czytać kiedy miałam niecałe 3 lata.
No... nie pamiętam tego za dobrze, ale mama mi opowiadała, jak kiedyś, jechałyśmy z moją kuzynką na sankach, koło pracy mojego dziadka, a ja przeczytałam, jak to się nazywa, tyle że...
OD TYŁU.
Tak, przez kilka miesięcy, odkąd nauczyłam się czytać, miałam skłonność, do czytania od tyłu!!
I wtedy czytam;
KROBLAM LAMEP-
a ta firma to tak na serio - Pemal Malbork;**
lovciamm was, a cb naj naj naj Kiiwii.
PAPAPAPAPa
Nie mam kontaktu z tatą już od ponad pół roku, a tym bardziej z Justinem, czy choćby Seleną.
W mediach aż huczy o ich tzw. "gorącym związku", ale ani wzmianki o tym co się stało w wakacje.
Wiedziałam że tak będzie, ale czy to musi aż tak boleć?
Justin jest gwiazdą pop, Sell świetną aktorką, i wokalistką, a ja?
Ja potrafię tylko ślicznie wyglądać, i szczerzyć się nieszczerze do każdego, kto mnie pozdrowi na ulicy, a dużo tego, odkąd wszyscy wiedzą że jestem siostrą Seleny.
-Laura, obierz ziemniaki!-usłyszałam głos mojej mamy dochodzący z kuchni.
Przełożyłam kilka brązowych bulw do miski, i zaczęłam je obierać, zastanawiając się, czy Justin o mnie pamięta.
Gdy obrałam ziemniaki, zawołałam mamę.
Gdy przyszła, rozmawiała przez telefon.
Machnęła na mnie, abym je wstawiła.
Zrobiłam to, o co mnie prosiła, po czym zabrałam się za robienie sobie kanapek, ostatnio jem 2 razy więcej;*
a przytyłam aż 10 kilo, co jest nie do pomyślenia.
*****************
mama dokończyła za mnie robić obiad.
Zrobiła bardzo krwiste steki, jakie lubi mój ojczym.
Ja, zresztą też, ale jakoś mi teraz nie smakowały.
Przeciwnie.
Zrobiło mi się nie dobrze, i pobiegłam do toalety, aby zwrócić całą zawartość swojego żołądka, czyli w sumie z dziesięć ogórków korniszonych, i dwie kromki chleba, plus do tego z pięć litrów wody.
Do łazienki weszła mama.
Wiedziałam co się ze mną dzieje, ale nie chciałam dopuścić tej myśli do siebie.
Bałam się tego już od paru miesięcy, kiedy przestałam miesiączkować.
-mamo... Wody...-wykrztusiłam.
Moja rodzicielka przyniosła mi szklankę, a ja chyłkiem wypiłam jej zawartość.
-co z tobą Laura? Ostatnio naprawdę z tobą źle...
Nie opowiedziałam jej, tylko przytuliłam ją, i zaczęłam wylewać łzy w jej koszulkę.
-wiesz co?-zaczęłam, gdy seria płaczu się skończyła-już mi lepiej.
Odsunęłam się od niej, i umyłam zęby.
Moja mama była w szoku.
Ale szybko otrzeźwiała, bo już szykowałam się do wyjścia.
Pobiegłam 2 przecznice dalej, do mojej najlepszej przyjaciółki, którą poznałam w szkole, zaraz po powrocie od taty. (bo zmieniłam szkołę;*)
wbiegłam na samą górę, i zaczęłam walić w drzwi.
Wiedziałam, że nie na się co obawiać konsekwencji, bo jej rodziców nigdy nie ma w domu o tej porze.
-Celina... Ja jestem... Jestem...
-Laura, jesus <czytaj- dżizus> , uspokój się... Chodź...-dziewczyna wzięła mnie za rękę, i zaprowadziła do salonu, gdzie posadziła na wersalce.
Na podłodze bawiły się jej młodsze siostry: Nicole, i Amelia.
Nicole, traktowałam jak własną córkę.
Potrafiłam tu siedzieć całymi dniami, bawiąc się że ona jest moja, a jej ojcem jest Justin...
-ok, gadaj co się dzieje-Cell wyrwała mnie z zamyślenia, siadając obok mnie.
-gdzie Krystian? On też ma wiedzieć...
-poszedł do marketu po zakupy... Zaraz wróci, ale gadaj!
Wzięłam głęboki oddech.
-Jestem w ciąży. Chyba. Jak się nie mylę, to owszem.
-jejciu...-miała zacisza-pewnie się cieszysz, nie?
Spojrzałam na nią, i uśmiechnęłam przez łzy.
-wiesz dobrze że się cieszę, więc po co się pytasz-odpowiedziałam, ale po chwili mój uśmiech zszedł z twarzy-ale nie wiem co dalej...
-najpierw pomyśl kto jest ojcem, i który to miesiąc, bo inaczej stoisz w miejscu.
-to możesz odetchnąć, bo na ojca jest tylko jedna możliwość... I data też jest tylko jedna-wypaliłam.
-dobra, to mów, bo jestem ciekawa.
-nie mogę Ci powiedzieć.
-jesus! Jestem twoją przyjaciółką!
-nie uwierzysz
-uwierzę
-albo będziesz się śmiać
-nie będę...
-ok
-mów
-JUSTIN BIEBER;*
gdy to powiedziałam, zrobiło mi się lżej na sercu.
Cell, najpierw przez chwilę patrzyła na mnie jak na idiotkę, a po chwili wybuchła nie opanowanym śmiechem.
-powiedziałaś, że nie będziesz się śmiać!
-ale to nie możliwe kotek, wróć na ziemię, i powiedz mi kto?
Ale ja, zamiast cokolwiek powiedzieć, wyciągnęłam z kieszeni telefon, i wybrałam numer Justina.
Odebrał po trzecim sygnale.
-po co dzwonisz, nie dość już nasz kłopotów?!-odezwał się.
-Justin, musisz przyjechać.
-co? Po co?
-to nie jest rozmowa na telefon, przyjedź, dwie przecznice dalej, niż mój dom, klatka 20C.
-dobra, Jezu, tylko nie rycz...-i się rozłączył.
Pewnie nawet nie chciał przyjeżdżać...
################
no, i jest! hahaha
rozdział, zadedykowany Kiiwii
za to, że dała mi wenę, i dzięki niej przypomniałam sobie swoje początki, kiedy uczyłam się pisać.
Pewnie mi nie uwierzycie, ale zaczęłam czytać kiedy miałam niecałe 3 lata.
No... nie pamiętam tego za dobrze, ale mama mi opowiadała, jak kiedyś, jechałyśmy z moją kuzynką na sankach, koło pracy mojego dziadka, a ja przeczytałam, jak to się nazywa, tyle że...
OD TYŁU.
Tak, przez kilka miesięcy, odkąd nauczyłam się czytać, miałam skłonność, do czytania od tyłu!!
I wtedy czytam;
KROBLAM LAMEP-
a ta firma to tak na serio - Pemal Malbork;**
lovciamm was, a cb naj naj naj Kiiwii.
PAPAPAPAPa
Rozdział 8 "Ucieczka"
-Justin, gdzie idziemy?-spytałam, gdy weszliśmy w zaciemnioną uliczkę na COL BIN&BOULVOAR (od.aut.czytaj: kolbin and bulwar)
-Znaczysz
-to chociaż powiedz gdzie jesteśmy!-naciskałam
-dobrze wiesz gdzie jesteśmy, więc się zastanów, to będziesz wiedziała gdzie zamierzam cię wysłać!-chłopak był wściekły.
Zniszczyłam nie tylko jego związek, ale i jego życie pewnie legło w gruzach.
Zaraz... Tędy się gdzie na...
-NIE, ja nigdzie nie jadę!-zatrzymałam się, gdy zorientowałam się, że wyszliśmy na dworzec.
-musisz! Ty, i ja musimy. Ty wracasz do swojego życia, ja do swojego, rozumiesz?! Zapomnijmy o wszystkim, ok? Nie pozwolę żeby stała Ci się krzywda przeze mnie...-gdy to powiedział, do oczu naciekły mi łzy.
Nie chciałam go stracić.
A tym bardziej wszystkiego, co tu zyskałam.
Ale muszę to skończyć.
Skończyć się mazgaić, a wejść w dorosłe życie... Chociaż prawdę mówiąc już w nie weszłam, parę godzin temu...
-tylko przywieź mi moje rzeczy...-powiedziałam cicho, i poszłam kupić bilet;*
################
wiem, krótko, i nijak.
Strasznie krótko, i strasznie nijak.
Ale następne rozdziały to wynagrodzą, na pewno.
Kocham was parszywki;*
dodawajcie komcie;#
kicia;*
PS. Zauwarzyliście może, że mam jakąś głupią schizę na przezwiska?;*
I jeszcze raz sorkęss za to że krótkie'**
-Znaczysz
-to chociaż powiedz gdzie jesteśmy!-naciskałam
-dobrze wiesz gdzie jesteśmy, więc się zastanów, to będziesz wiedziała gdzie zamierzam cię wysłać!-chłopak był wściekły.
Zniszczyłam nie tylko jego związek, ale i jego życie pewnie legło w gruzach.
Zaraz... Tędy się gdzie na...
-NIE, ja nigdzie nie jadę!-zatrzymałam się, gdy zorientowałam się, że wyszliśmy na dworzec.
-musisz! Ty, i ja musimy. Ty wracasz do swojego życia, ja do swojego, rozumiesz?! Zapomnijmy o wszystkim, ok? Nie pozwolę żeby stała Ci się krzywda przeze mnie...-gdy to powiedział, do oczu naciekły mi łzy.
Nie chciałam go stracić.
A tym bardziej wszystkiego, co tu zyskałam.
Ale muszę to skończyć.
Skończyć się mazgaić, a wejść w dorosłe życie... Chociaż prawdę mówiąc już w nie weszłam, parę godzin temu...
-tylko przywieź mi moje rzeczy...-powiedziałam cicho, i poszłam kupić bilet;*
################
wiem, krótko, i nijak.
Strasznie krótko, i strasznie nijak.
Ale następne rozdziały to wynagrodzą, na pewno.
Kocham was parszywki;*
dodawajcie komcie;#
kicia;*
PS. Zauwarzyliście może, że mam jakąś głupią schizę na przezwiska?;*
I jeszcze raz sorkęss za to że krótkie'**
Subskrybuj:
Posty (Atom)