-Justin, gdzie idziemy?-spytałam, gdy weszliśmy w zaciemnioną uliczkę na COL BIN&BOULVOAR (od.aut.czytaj: kolbin and bulwar)
-Znaczysz
-to chociaż powiedz gdzie jesteśmy!-naciskałam
-dobrze wiesz gdzie jesteśmy, więc się zastanów, to będziesz wiedziała gdzie zamierzam cię wysłać!-chłopak był wściekły.
Zniszczyłam nie tylko jego związek, ale i jego życie pewnie legło w gruzach.
Zaraz... Tędy się gdzie na...
-NIE, ja nigdzie nie jadę!-zatrzymałam się, gdy zorientowałam się, że wyszliśmy na dworzec.
-musisz! Ty, i ja musimy. Ty wracasz do swojego życia, ja do swojego, rozumiesz?! Zapomnijmy o wszystkim, ok? Nie pozwolę żeby stała Ci się krzywda przeze mnie...-gdy to powiedział, do oczu naciekły mi łzy.
Nie chciałam go stracić.
A tym bardziej wszystkiego, co tu zyskałam.
Ale muszę to skończyć.
Skończyć się mazgaić, a wejść w dorosłe życie... Chociaż prawdę mówiąc już w nie weszłam, parę godzin temu...
-tylko przywieź mi moje rzeczy...-powiedziałam cicho, i poszłam kupić bilet;*
################
wiem, krótko, i nijak.
Strasznie krótko, i strasznie nijak.
Ale następne rozdziały to wynagrodzą, na pewno.
Kocham was parszywki;*
dodawajcie komcie;#
kicia;*
PS. Zauwarzyliście może, że mam jakąś głupią schizę na przezwiska?;*
I jeszcze raz sorkęss za to że krótkie'**
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz